Niezwykły zestaw proponuje wybitny saksofonista Charles Lloyd, który projektem „Trios” prezentuje trzy, diametralnie różne w koncepcji oraz fakturze wizje autorskiego trio. „Chapel” – pierwszy album z tej serii saksofonista zrealizował z udziałem gitarzysty Billa Frisella i basisty Thomasa Morgana, kolejny „Ocean” z pianistą Geraldem Claytonem i gitarzystą Anthonym Wilsonem, ostatni (ukaże się jesienią) to „Sacred Thread” z gitarzystą Julianem Lage i perkusistą Zakirem Hussainem. Wydawnictwo rekomenduje prestiżowa Blue Note Records dokumentując tryptykiem kreatywność Charlesa Lloyda, jako poszukiwacza dźwięków budujących dzisiaj jazzową syntezę. Saksofonista i kompozytor jest nadal muzycznym wizjonerem, który od ponad sześciu dekad jest niekwestionowanym kreatorem jazzu.
Charles Lloyd rozpoczął przygodę z jazzem w 1960 roku w kwintecie Chico Hamiltona, by w 1964 roku być już muzykiem sekstetu Cannonballa Adderleya. Własny kwartet ( z gitarzystą Gaborem Szabo, basistą Ronem Carterem i perkusistą Tony’m Williamsem) założył w dwa lata później. Węgierskiego gitarzystę zastąpił wkrótce pianista Keith Jarrett. Kwartet „gwiazd” Lloyda odniósł wielki sukces występując przed …publicznością rockową na Fillmore Stadium w San Francisco. Gdy publiczność i muzycy ( np. Miles Davis) zachwycali się zespołem, to krytycy zachowywali się cynicznie: uwagi koncentrowano wokół wizerunku zespołu lekceważąc walory nowatorskiej muzyki. Kwartet prezentował ostry, progresywny jazz charakteryzujący się impulsywnym rytmem ,mocnymi frazami bopowymi i bluesowymi oraz efektownym brzmieniem saksofonu tenorowego Charlesa Lloyda. Publiczność choć akceptowała muzykę Lloyda, to nie wystarczała jej monotonia pomysłów. Wkrótce Lloyd porzucił muzykę by zgłębiać tajniki filozofii Wschodu i medytacji. Grywał okazjonalnie w przedziwnych, stylistycznych konstelacjach (od jazzowych eksperymentów po współpracę z The Beach Boys). Brawuro na scenę jazzową powrócił na początku lat osiemdziesiątych dając na festiwalu w Montreaux doskonały koncert z pianistą Michelem Petruccianim. Z sekcją rytmiczną zespołu Keith Jarretta wyruszył w trasę koncertową , która na nowo wypromowała jego autorski kwartet. Zwrotem w karierze i muzyce Charlesa Lloyda była oferta Manfreda Eichera z monachijskiej ECM Records, która odtąd zajęła się edycją nowych nagrań saksofonisty. To z małymi grupami ( trio, kwartet, kwintet) nagrywał przez kolejne dekady swe najlepsze albumy dla tej oficyny.
Teraz – w wieku 84 lat – pozostaje u szczytu swoich twórczych możliwości i realizuje muzyczne marzenia i tęsknoty. Charles Lloyd wcześnie odkrył, jak bardzo improwizowane solo osadzone w oryginalnym kontekście, może skłonić do większej kreatywności i swobody wypowiedzi. Dlatego przez całą swoją karierę poszukiwał alternatywnych sposobów kształtowania swoich umiejętności improwizacyjnych. Niespokojna twórczość Charlesa Lloyda prawdopodobnie nie znalazła nigdzie indziej większego wyrazu niż w jego najnowszym arcydziele, ekspansywnym projekcie, który składa się aż z trzech albumów. Każdy z nich ma nadrzędny temat, przedstawiający lidera w innym otoczeniu autorskiego trio. The Chapel Trio zostało nazwane na cześć inauguracyjnego występu grupy w grudniu 2018 roku w Coates Chapel w San Antonio. Bill Frisell zdążył już ugruntować swoją relację z saksofonistą jako muzyk jego The Marvels ( został zaproszony przez Lloyda do udziału w specjalnym koncercie w Coates Chapel na kampusie Southwest School of Arts w San Antonio). Lloyd wiedział, że Frisell nagrywał w duecie z Thomasem Morganem i zasugerował, żeby wystąpić razem jako trio. Tak zrodzila się sesja przygotowana przez Blue Note Records, którą Charles Lloyd skomplementował : „Nasz występ zawsze będzie miał magiczne miejsce w mojej pamięci”.